polskie prawo jest tak skonstruowane, że jak ktoś jedzie na bani to w zasadzie ma obowiązek uciec z miejsca kolizji.
Bo jak go złapią na bani to będzie przestępstwo, a jak ucieknie wytrzeźwieje i się zgłosi na następny dzień to już max wykroczenie.
Czyli kierowca postąpił zgodnie z logiką uciekając.
Kolejna sprawa - straszysz regresem, owszem słusznie.
Ale regres jest do kierującego który spowodował kolizję.
Policja musi ustalić kierującego, co robi się wysyłając pismo do właściciela pojazdu.
Właściciel pojazdu nie powie kto kierował pojazdem (chociaż na 80% to on sam, a jak nie on, to na 99.9% wie kto kierował) za co policja max może mu dać 250zł grzywny i zakończyć postępowanie na etapie niewykrycia sprawcy.
Tyle szczęścia że jak mu odpadła tablica, to sobie naprawisz swoje auto z jego OC, a jemu polecą zniżki. Ale pewnie nic więcej.
Wiem po przerabiałem.
Nawet rozpoznałem właściciela pojazdu który nim kierował, który uszkodził moje auto.
Ale okazało się oczywiście że właściciel miał 8 świadków którzy zapewniali że w czasie kolizji był z nimi.
No więc okazało się że pojazdem wtedy kierował nieznany sprawca.
W związku z tym 3 miesiące czekałem na odszkodowanie (ponad 45tys zł)
A czy samochód jadący z naprzeciwka wyprzedzał tego rowerzystę? Co Wy bredzicie ludzie. to jest nadinterpretacja przepisów. Rowerzysta nie uniemożliwiał wyprzedzenia go, jechał swoim pasem ruchu i jeżeli to ni koliduje z pojazdami jadącymi za nim to może nawet w poprzek jeździć. Koleś z naprzeciwka ma swój pas ruchu i jeżeli widzi że na pasie przeciwnym dzieje się cokolwiek uniemożliwiającego skorzystanie z tego pasa celem wyprzedzenia to ma się grzecznie dostosować!!! Szach i mat!
Oho! Zlecieli się samochodziarze idioci i będą teraz udowadniać, jak to cała sytuacja jest winą rowerzysty! No bo przecież nie usunął się z drogi przed Królem Szos, który przez to musiał się aż zatrzymać!
Oczywiście nie ma żadnego znaczenia to, że samochód wyprzedzał nie mając wystarczającego dystansu żeby nie zepchnąć rowerzystów z drogi. To już się nie liczy, bo przecież jakby zjechał do samego krawężnika to by się zmieścili na styk, więc o co chodzi!
Kierujący pojazdem wolnobieżnym jest zobowiązany zjechać do prawej krawędzi drogi aby umożliwić wyprzedzanie.
Dla mnie rowerzysta to po prostu kretyn, bo oprócz tego, że złamał przepisy KD, to jeszcze ryzykował swoje życie i zdrowie.
polskie prawo jest tak skonstruowane, że jak ktoś jedzie na bani to w zasadzie ma obowiązek uciec z miejsca kolizji.
Bo jak go złapią na bani to będzie przestępstwo, a jak ucieknie wytrzeźwieje i się zgłosi na następny dzień to już max wykroczenie.
Czyli kierowca postąpił zgodnie z logiką uciekając.
Kolejna sprawa - straszysz regresem, owszem słusznie.
Ale regres jest do kierującego który spowodował kolizję.
Policja musi ustalić kierującego, co robi się wysyłając pismo do właściciela pojazdu.
Właściciel pojazdu nie powie kto kierował pojazdem (chociaż na 80% to on sam, a jak nie on, to na 99.9% wie kto kierował) za co policja max może mu dać 250zł grzywny i zakończyć postępowanie na etapie niewykrycia sprawcy.
Tyle szczęścia że jak mu odpadła tablica, to sobie naprawisz swoje auto z jego OC, a jemu polecą zniżki. Ale pewnie nic więcej.
Wiem po przerabiałem.
Nawet rozpoznałem właściciela pojazdu który nim kierował, który uszkodził moje auto.
Ale okazało się oczywiście że właściciel miał 8 świadków którzy zapewniali że w czasie kolizji był z nimi.
No więc okazało się że pojazdem wtedy kierował nieznany sprawca.
W związku z tym 3 miesiące czekałem na odszkodowanie (ponad 45tys zł)