Jadę sobie, jadę sobie... ładny dzień, jak to ostatnio bywa. Nagle na godzinie szóstej widzę nadjeżdżający bolid... normalnie w lusterku widzę jak napierdziela światłami... długie, krótkie, długie, krótkie. Nadszedł ten moment... wyprzedzanie. Podwójna ciągła teren zabudowany, a ten gamoń leci z 90, oczywiście lewa na dwunastą i wyprzedza. Po jakże pięknym, bezpiecznym i przepisowym wyprzedzaniu ciska mi po hamulcach przed maską... Po prostu żenada... Zaraz wyjechaliśmy z zabudowanego i już zdesperowany ciągłym przyhamowywaniem ze strony kierowcy bolidu postanowiłem go wyprzedzić. Mieliśmy trochę miejsca, bo nikt przed nim nie jechał. Poszedł kierunek na lewo, dociskam gaz, a tu co? Bolid przyśpiesza... Przez jakiś czas zastawiał mi pas, żebym nie mógł wrócić na prawy... lecę lewym coraz wolniej i wolniej, zobaczył tira to mnie puścił i co? HAMOWANIE!!! Jadę, a ten znowu mi hamuje. Już zrezygnowany, po kolejnym... ostrym HAMOWANIU... widzę jak bolid znowu zwalnia, na prawo była droga na jakąś tam wiochę, bez kierunku, bez niczego... pojechał w stronę zachodzącego słońca. Bardzo niekompetentny kierowca, obstawiam, że tak jak mówili moi poprzednicy - kierowca tego bolidu prawo jazdy znalazł w chipsetach lub w szafie rack...
Biedny kierowca-inwalida bez nogi, zapomniał wystawić plakietki, a mu jakiś baran przebił oponę, widziałem na własne oczy i pogoniłem, jakiś młody bachor z długimi włosami coś tam jeszcze pod nosem burczał że chcącemu nie dzieje się krzywda i że korwin jak dojrzie do władzy to będzie kara śmierci i sprawiedliwość społeczna.
Zyeb zyeba wyprzedza na 70ce.
Informuję idiotów, bo większość nie kuma:
jak jest 70ka to bardzo często kawałek dalej jakiś "lewostkręt w pole"
ale zyeby nie zrozumiejo i nadal będą zapierd4lać i dziwować się, że "się zatrzymał i skręca"
Jeździ jak dziki