Tchórz i pirat. Taksiarz. Historia: jechałem do szpitala po odbiór kogoś z leczenia nowotworowego. Na Rondzie Zesłańców zgasł mi silnik, zdarza się. Koleś zapatrzony w światło wjechał mi w tył, a potem strąbil. Zjechaliśmy razem na bok, gdzie wyleciał na mnie z rykiem i łapami. Zacząłem mu mówić, że mam pilna sprawę, a to załatwimy później, ale stracił mi okulary, zwiał do samochodu a potem spierniczył w boczne uliczki. Szukałem, bo chciałem jednak załatwić sprawę na miejscu, ale nie znalazłem, póki co.
No cham.