Człowiek z gatunku tych „kreatywnych” – w 2003 roku sprzedał mi Passata „w stanie kolekcjonerskim”. Faktycznie, auto miało unikalną historię – przez lata służyło jako domek dla bezdomnych gołębi i najprawdopodobniej brało udział w nielegalnych wyścigach pod Radomiem. Początkowo wszystko wyglądało cacy: dokumenty podbite, VIN się zgadzał (chociaż naklejony taśmą), a silnik odpalał... po lekkim kopnięciu w zderzak.
Po dwóch dniach użytkowania wyszły pierwsze problemy: auto nie skręcało w lewo, w bagażniku znaleziono zakopany zestaw tablic rejestracyjnych z Mołdawii, a każde hamowanie kończyło się recytacją modlitwy. Skończyło się na tym, że zaparkowałem go na linii kolejowej, zostawiłem otwarte drzwi i uciekłem przez pola.
Kontakt z typem się urwał, ale przez trzy miesiące dostawałem paczki z kiszoną kapustą bez nadawcy. Nie wiem, czy to zemsta, czy forma przeprosin.
Mimo wszystko – zaprosił mnie potem na grilla, dał piwo, a karkówka była naprawdę soczysta. Gdyby nie fakt, że była z nieznanego źródła i po niej miałem wizje papieża grającego na akordeonie, dałbym cztery gwiazdki. A tak? Solidne dwa – za inicjatywę i sos BBQ.
Człowiek niepoważny - w 97' kupiłem od niego poloneza po "okazyjnej" cenie. Na pierwszy rzut oka papiery silnik itp. wszystkie w porządku, niestety po tygodniu okazało się, że auto jest powypadkowe, a do tego najprawdopodobniej kradzione i na fałszywych blachach. Koniec końców skończyło się na mandacie za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym z grubą kopertą dla pana z drogówki i nieco cieńszą dla jego kolegi w wozie, auto zatopiłem zaś w Bałtyku aby uniknąć dalszych konsekwencji prawnych. Zwrotu pieniędzy oczywiście nie otrzymałem a kontakt się urwał, później dostawałem także listy z pogróżkami i głuche telefony w środku nocy. Z drugiej strony upiekł mi potem pizzę hawajską na przeprosiny i dodał nawet sos czosnkowy więc nie mogę powiedzieć na niego złego słowa, gdyby nie te zasrane anansy na niej byłoby o jedną gwiazdkę więcej.
Widać że Blondynka