Spotkałem tego człowieka w trasie nad Balaton, początkowo myślałem że to uchodźca z Bombasu jednak polska rejestracji zdradziła jego pochodzenie. Nie chciał żadnej pomocy przy prostowaniu wachacza, zrobił to własną głową na kamieniu. Geometrię ustawił na oko za pomocą sznurka i słońca. Po dłuższej rozmowie okazało się że jest fachowcem od grzejących pomp ciepła, schodów do nikąd a w przyszłości chcę zbudować drzwi do lasu. Zwinął swój zestaw narzedzi Hanny Montany wziął od nas skrzynkę papryki i pojechał do Polski.
Stałem na poboczu, w środku nocy zepsuł mi się samochód. Spod maski leciał dym. Znikąd pojawił się ten Pan. Podniósł maskę, pogrzebał i auto zaczęło jeździć. Co prawda tyłem do przodu i tylko na pierwszym biegu ale jednak działa. Do silnika podłączył pompę ciepła przyczepioną taśmą klejącą do bagażnika. Progi zalał betonem i powiedział że teraz będą dobre progi, co prawda drzwi się nie otwierają ale można wchodzić przez okno. Miejsce naprawy auta wygląda jak gruzowisko, teraz walają się tam różne narzędzia i inne śmieci. Co ciekawe po udzieleniu pomocy, Pan odszedł na boso w stronę wschodzącego słońca. Prawdziwy bohater.
Świetny kierowca z niesamowitym doświadczeniem, przez swoje wykształcenie z dziedziny fizyki wie jak wchodzić w zakręty. Aby szybciej poruszać się po mieście łapie tunel aerodynamiczny za innymi uczestnikami ruchu. Doskonale włada kierownicą swoim brzuchem.
Z niedomkniętego bagażnika tego kierowcy zwisała ręka jakiejś starej baby, po bliższych oglądzinach okazało się że ręką była umazana czymś białym, ale nie miałem czasu sprawdzić czym gdyż, prowdopodobnie, kierowca wybiegł na mnie zza krzaka kompletnie nagi zaczął rzucać jakieś zaklęcie po chińsku, ledwo uszłem z życiem!
Podjechał kiedyś do mine ten Pan Kai kosiłem trawę koło domu i z typowym kozackim akcentem powiedział, że jest potomkiem walecznego rodu z Krymu o korzeniach mongolskich i że jest wielce utrudzony drogą. Poprosił o szklankę wody, a gdy wyszedłem z domu widziałem już jak odjeżdża z moją kosiarką na przyczepce. Dodatkowo zakosił narzędzia ze schowka - łopata, kilof i inne takie. Zginęło też parę worków ziemii ogrodowej i żwirek dla kota. Zostawił po sobie tylko plamę oleju na podjeździe.
Stałem na poboczu drogi, ulewa dawała się we znaki. Próbowałem naprawić niedziałającą wycieraczkę. Nagle zatrzymał się miły Pan i zaoferował pomoc. Otworzył maskę, chwilę pogrzebał i podpiął zasilanie silnika wycieraczki bezpośrednio do akumulatora. Od tamtego czasu jeżdżę tylko gdy pada.
Spotkałem tego człowieka w trasie nad Balaton, początkowo myślałem że to uchodźca z Bombasu jednak polska rejestracji zdradziła jego pochodzenie. Nie chciał żadnej pomocy przy prostowaniu wachacza, zrobił to własną głową na kamieniu. Geometrię ustawił na oko za pomocą sznurka i słońca. Po dłuższej rozmowie okazało się że jest fachowcem od grzejących pomp ciepła, schodów do nikąd a w przyszłości chcę zbudować drzwi do lasu. Zwinął swój zestaw narzedzi Hanny Montany wziął od nas skrzynkę papryki i pojechał do Polski.