Agresor nie zna przepisów myśli, że jak się wyjezdza z parkingu to on jako wyjezdzajacy ma pierwszeństwo. Agresywny wysiadł z swoim partnerem od siorbania pitolą do pary emerytów i chciał ich pobić. Widać on i jego partner mają małe pitoki.
podszedlem do bawareczki zeby zdjecie zrobic a z srodka wyskoczyl jakis lysy przymityw i powiedzial "bula kurrwa" dalej obudzilem sie w szpitalu i wlasnie teraz pisze ten komentarz
Sytuacja z dziś (11.10.2020). Godzina ok. 14:45 na obrzeżach Warszawy. Ulica Korkowa na Marysinie. Okolice cmentarza.
W weekendy jest tam gęsto: dużo aut, piesi, starsze osoby...
Zawijam już do domu po ciężkim treningu. Na szczęście z wiatrem więc jakoś niesie to 36km/h. Oglądam się za siebie żeby zweryfikować czy jest "czysto" i czy mogę sobie zwyczajnie splunąć (TAK- kto trenował ten wie, że czasem trzeba "charknąć" czy to na rowerze czy w biegu).
Gdy obracam łeb do przodu mija mnie Ford Modeo, jadąc po moim pasie. Mija mnie na jakieś 10cm. Dlaczego? Bo musiał oszczędzić to 3 sekundy z życia: nie mógł poczekać, aż jadące przed nim aut spokojnie sobie zaparkuje zjeżdżając na prawo... trzeba się wbić na przeciwległy pas i dać w gazzz.... A rowerzystów przysłowiowo "je***". Uhhh... adrenalina mi skoczyła, ale jadę dalej.
Ujechałem może z 2km. Nagle wyprzedza mnie Ford i daje po heblach do zera. Ledwo się za nim zatrzymałem. Po chwili dopiero ogarnąłem, że to chyba ten spod cmentarza, który mnie minął na centymetry.
Z kombi wściekłego Mondeo wysiada jeszcze bardziej wściekły dryblas. Dłuższe włosy związane z tyłu, czapka tirówka na głowie. Koleś dwa razy jak ja wagowo. Do tego patrzę na auto: blachy "WPR" (tak, wiem, że to często stereotyp...) więc już zrobiło mi się gorąco... Gość wysiada. Krzyknął coś do mnie, że mu "uje**em auto" i bez ogródek sieknął mnie przez głowę (kolejny powód, żeby nosić kask bo oberwało tylko moje ucho). Chciałem jakoś uciec, ale w blokach na nogach jest trudno.... Koleś wywalił mnie na ziemię, kopnął ze dwa razy i wykrzykiwał jakieś bluzgi na mnie. Głównie padał argument, że jestem "śmieciem i naplułem mu na maskę".
Próba tłumaczenia, że jechał moim pasem na nic...
Krzyknąłem, że "mogę mu umyć to auto" i dodałem, że "możemy zadzwonić na policję i ona to rozstrzygnie". Usłyszałem, że jak zadzwonię (tu dosłowny cytat) "to mnie zapier**li na oczach psów". Po tym się trochę rozładował i wrócił do auta, ja zebrałem się z chodnika. Na odchodne jeszcze wychylił się za drzwi jak usłyszał, jak powiedziałem, że "teraz jesteśmy kwita bo nawet jak ubrudziłem Ci auto to teraz już na 100% mi zajechałeś drogę" burcząc "co tam powiedziałeś?!"...
Mam nadzieję drogi Panie z Forda, że chociaż zaimponowałeś swojej dziewczynie nokautowaniem na chodniku kolarza wagi piórkowej...
Kocham tego Pana