Pod Lublińcem, w okolicy, gdzie koguty wstają dopiero po pierwszym piwie, żyje pewien osobnik, o którym słyszał już każdy.
Nazywają go Konfidentem z Audi A3 — człowiekiem, który wstaje wcześniej niż słońce, a wie więcej niż Google.
Codziennie o szóstej rano, bez spóźnienia choćby o minutę, jego srebrne Audi A3 z 2005 roku zatrzymuje się przed komendą.
Nie ważne — śnieg, grad, wichura, święta, pogrzeb czy wesele kuzyna — on i tak tam jest.
Auto mruczy, jakby znało procedurę na pamięć, a on wysiada z miną agenta specjalnego, trzymając pod pachą teczkę z napisem: „RAPORTY – TAJNE”.
W środku zawsze to samo:
— „Dzień dobry, melduję się. Mam świeże dane.”
— „Znowu, panie Zdzichu?” – pyta dyżurny.
— „Proszę mnie nie zdradzać po imieniu. Wystarczy ‘Konfident’.”
I wtedy zaczyna się jego opowieść.
Z notatnika wyciąga kartki zapisane drobnym pismem:
— „O 5:14 pani Jadzia z kiosku wyniosła gazetę przed otwarciem.
— O 5:27 pies sołtysa szczekał dwa razy – podejrzanie.
— O 5:33 pan Heniek znowu podlewał ogródek przed ciszą nocną.
— A o 5:45 — uwaga — ktoś włączył Flexa w stodole!”
Policjanci już nie wiedzą, czy się śmiać, czy płakać.
Jedni popijają kawę, drudzy chowają twarze w dłonie, a trzeci udają, że zapisują.
Ale Konfident? On jest w transie.
Wierzy, że jego Audi to mobilna baza operacyjna.
Ma nawet krótkofalówkę (kupił na OLX za 40 zł) i mówi do niej w aucie:
— „Jedynka do centrali, zgłaszam ruch podejrzanej kosiarki na polu za szkołą.”
Plotka głosi, że kiedyś nawet chciał wjechać Audi do środka komendy, żeby szybciej złożyć raport.
Zatrzymał go tylko szlaban i to, że nie starczyło mu paliwa.
Raz, na Wielkanoc, Komendant powiedział mu dla żartu:
— „Panie Konfidencie, dziś święta, niech pan odpocznie.”
A on tylko odpowiedział z powagą:
— „Przestępcy nie znają kalendarza, panie komendancie.”
Mieszkańcy już się przyzwyczaili.
Jak tylko słyszą ryk Audi o świcie, wiedzą, że pora wstać i udawać legalnych.
Nawet gołębie z rynku siadają na drutach i obserwują, czy przypadkiem nie notuje ich ruchów.
Podobno ma specjalną tabelę w Excelu zatytułowaną:
„Kto kręci się za dużo po sklepie Dino.”
Ale najlepsza była historia z panią Stasią ze spożywczaka.
Powiedziała kiedyś:
— „A niech ten Konfident w końcu się kimś zajmie naprawdę groźnym!”
I co?
Następnego dnia o szóstej rano Konfident melduje się i mówi:
— „Pani Stasia? Głośno narzekała. Sprawa w toku.”
Nikt nie wie, co z nim zrobić.
Policja go nie zatrudnia, ale też nie może go wyrzucić, bo… ma lepsze raporty niż dyżurny.
A on dalej przyjeżdża. Codziennie.
Czasem nawet o 5:59 — żeby „być przed przestępczością o krok”.
Przyjechałem obejrzeć Audi A3 od samego Króla Bum Bum. Auto wyglądało całkiem nieźle na zdjęciach, byłem podekscytowany, ale niestety… zaraz po wejściu poczułem silny, nieprzyjemny zapach w środku. Smród był tak intensywny, że nawet nie chciałem wsiadać dalej. Po krótkiej inspekcji zdecydowałem, że nie warto ryzykować i odpuściłem zakup. Czasem wygląd to za mało – w aucie liczy się też komfort i czystość.
Pod Lublińcem, wśród lasów i pól, gdzie lisy szczekają na traktory, żyje pewien osobliwy jegomość znany wszystkim jako Brudas spod Lublińca.
Ma dwa metry wzrostu, włosy jak miotła po huraganie i zapach, który — jak mawiają miejscowi — „potrafi przewrócić bociana w locie”.
Jeździ swoją ukochaną Audi A3 z 2003 roku, srebrną, ale tak zarośniętą błotem, że nikt już nie pamięta jej prawdziwego koloru. Tylko tablica rejestracyjna jeszcze jakoś prześwituje spod warstwy kurzu i komarów z poprzedniego lata.
Każdego wieczoru, kiedy słońce chowa się za lasem, Brudas rusza w trasę.
Silnik ryczy jak niedźwiedź, tłumik strzela ogniem, a on sam — z uśmiechem pod brodą — toczy się po wsiach, strasząc babcie.
Zatrzymuje się pod płotem, gasi światła, otwiera okno i mówi niskim, przeciągłym głosem:
— „Dobry wieczór, pani Halino… mydło już poszło w zapomnienie?”
Babcie piszczą, zasłaniają okna firankami, a Brudas rechocze i odjeżdża, zostawiając po sobie smród spalin i… kiszonego ogórka (bo zawsze ma słoik w aucie, „na przekąskę”).
Plotki o nim krążą od lat. Jedni mówią, że to były mechanik, który przysiągł nigdy się nie myć, dopóki jego Audi nie przejdzie przeglądu.
Inni twierdzą, że to duch kierowcy, który przegrał zakład o butelkę żubra i od tamtej pory krąży po okolicy, strasząc czyste dusze.
Pewnej nocy policja próbowała go zatrzymać, ale skończyło się tylko tym, że funkcjonariusze… uciekli z radiowozu.
Nie przez prędkość — przez zapach, który wdarł się przez klimatyzację.
A Brudas?
Do dziś podobno jeździ po wsiach pod Lublińcem, z okna wystaje jego ręka trzymająca bułkę z pasztetem, a z radia leci Boys – „Jesteś szalona”.
I kiedy w nocy usłyszysz warkot starego silnika i poczujesz zapach przypalonego oleju…
nie patrz przez okno. Bo może to właśnie Brudas z Audi A3 z 2003 roku przyjechał zapytać, czy
Pod Lublińcem, tam gdzie czas płynie wolniej, a ludzie znają wszystkich i wszystko, żyje pewien jegomość znany jako Wazeliniarz.
Nie ma wsi, sklepu ani urzędu, w którym by go nie znali — bo ten typ potrafi się wślizgnąć wszędzie, i to zawsze z uśmiechem.
Wysoki, chudy, zawsze w koszuli tak gładkiej, że aż błyszczy.
Na włosach więcej żelu niż w magazynie Rossmanna, a z ust płynie czysty miód — choć każdy wie, że to miód techniczny, z dodatkiem wazeliny.
Bo Wazeliniarz to człowiek, który nie mówi, żeby coś powiedzieć.
On mówi, żeby każdemu się spodobać.
Spotka sołtysa?
— „Panie sołtysie, jak pan dziś elegancko wygląda, jakby pan sam sejm otwierał!”
Zobaczy policjanta?
— „Panie władzo, no kto jak nie pan utrzymuje tu porządek, anioł w mundurze, normalnie!”
A jak pojawi się w sklepie, to ekspedientka aż przewraca oczami, bo wie, co zaraz usłyszy:
— „O, pani Krysiu, to pani dziś znowu jak z okładki! A ten ser gouda to tylko od pani tak dobrze smakuje.”
Wazeliniarz ma nawet swoje Audi A3 (bo jakże by inaczej, każdy lokalny bohater jeździ A-trójką).
Nie myje go nigdy, ale codziennie chwali:
— „No, moje sreberko, jak ty się dziś błyszczysz, jak księżyc w pełni!”
Miejscowi mówią, że raz spróbował wkręcić się nawet do rady gminy — i prawie mu się udało, dopóki nie zaczęli głosować tajnie, a on nie mógł już nikomu mówić, że „pięknie dziś zagłosował”.
Plotka głosi, że jego największy talent to ślizganie się po życiu bez poślizgu — bo Wazeliniarz zawsze spadnie na cztery łapy.
A jeśli nie, to przynajmniej na dobrze nasmarowany grunt.
I kiedy nocą pod Lublińcem usłyszysz znajome, gładkie jak masło słowa:
— „Jak pan ładnie śpi, panie sąsiedzie, aż człowiekowi się lepiej śni!”
…to wiedz, że gdzieś w ciemności znów działa Wazeliniarz, mistrz pochlebstwa i smaru
Mówią, że jak w nocy usłyszysz „pyk-pyk-bang-bang!”, to nie są fajerwerki.
To on.
Wielki, wysoki i tak brzydki, że nawet Google Street View go zamazuje z przyzwyczajenia.
Jeździ Audi A3 z 2003 roku, lakier „czarny mat (po spreju z Obi)”, a z rury leci ogień jak z piekła rodem.
Każdy wie, że nadjeżdża, zanim go zobaczy — bo echo jego wydechu odbija się od bloków i budzi wszystkie gołębie w promieniu trzech dzielnic.
Nazywają go różnie: „Król Strzałów”, „Burdelmaster z Audi”, a dzieci na podwórku mówią po prostu „pan bumm-bumm”.
Co wieczór, kiedy miasto zasypia, on dopiero się rozkręca.
Zjeżdża z parkingu jak generał wjeżdżający na front.
Wrzuca dwójkę, wciska gaz — i BANG! BANG! BANG!
Alarmy samochodów zaczynają wyć, staruszki robią znak krzyża, a kebabiarz zamyka budę z obawy o wibracje.
Nikt nie wie, czym się zajmuje za dnia.
Niektórzy mówią, że jest testerem tłumików.
Inni, że po prostu nie może zasnąć, dopóki nie usłyszy co najmniej trzech eksplozji z wydechu.
Pewnej nocy jednak przesadził.
Zrobił taki strzał, że wyłączyło światła na pół miasta, a radar drogówki się zresetował.
Policja ruszyła w pościg, ale przegrała — nie z prędkości, tylko ze śmiechu, bo jeden z funkcjonariuszy nie mógł prowadzić, widząc jego naklejkę na tylnej szybie:
„Nie strzelam do ludzi, tylko z wydechu 😈”
Od tamtej pory widuje się go tylko sporadycznie — zawsze nocą, zawsze z tym samym uśmiechem, co mówi:
„Zrobię znowu burdel na mieście”.
A gdy już przejedzie i zapada cisza, zostaje tylko zapach spalonego paliwa i echo, które brzmi jak…
„Audi A3 forever.”
Podzas wieczornej przejażdzki z żoną, kierowca ten wytargnął na mój pas. Zaraz po tym gdy użyłem sygnału dźwiękowego, kierowca ten, który wyglądał na małolata bez uprawnień pokazał mi środkowy palec i odbił w ulice obok. Serdecznie nie polecam kierowcy.
Konfident z Audi A3 – Poranny Raport
Pod Lublińcem, w okolicy, gdzie koguty wstają dopiero po pierwszym piwie, żyje pewien osobnik, o którym słyszał już każdy.
Nazywają go Konfidentem z Audi A3 — człowiekiem, który wstaje wcześniej niż słońce, a wie więcej niż Google.
Codziennie o szóstej rano, bez spóźnienia choćby o minutę, jego srebrne Audi A3 z 2005 roku zatrzymuje się przed komendą.
Nie ważne — śnieg, grad, wichura, święta, pogrzeb czy wesele kuzyna — on i tak tam jest.
Auto mruczy, jakby znało procedurę na pamięć, a on wysiada z miną agenta specjalnego, trzymając pod pachą teczkę z napisem: „RAPORTY – TAJNE”.
W środku zawsze to samo:
— „Dzień dobry, melduję się. Mam świeże dane.”
— „Znowu, panie Zdzichu?” – pyta dyżurny.
— „Proszę mnie nie zdradzać po imieniu. Wystarczy ‘Konfident’.”
I wtedy zaczyna się jego opowieść.
Z notatnika wyciąga kartki zapisane drobnym pismem:
— „O 5:14 pani Jadzia z kiosku wyniosła gazetę przed otwarciem.
— O 5:27 pies sołtysa szczekał dwa razy – podejrzanie.
— O 5:33 pan Heniek znowu podlewał ogródek przed ciszą nocną.
— A o 5:45 — uwaga — ktoś włączył Flexa w stodole!”
Policjanci już nie wiedzą, czy się śmiać, czy płakać.
Jedni popijają kawę, drudzy chowają twarze w dłonie, a trzeci udają, że zapisują.
Ale Konfident? On jest w transie.
Wierzy, że jego Audi to mobilna baza operacyjna.
Ma nawet krótkofalówkę (kupił na OLX za 40 zł) i mówi do niej w aucie:
— „Jedynka do centrali, zgłaszam ruch podejrzanej kosiarki na polu za szkołą.”
Plotka głosi, że kiedyś nawet chciał wjechać Audi do środka komendy, żeby szybciej złożyć raport.
Zatrzymał go tylko szlaban i to, że nie starczyło mu paliwa.
Raz, na Wielkanoc, Komendant powiedział mu dla żartu:
— „Panie Konfidencie, dziś święta, niech pan odpocznie.”
A on tylko odpowiedział z powagą:
— „Przestępcy nie znają kalendarza, panie komendancie.”
Mieszkańcy już się przyzwyczaili.
Jak tylko słyszą ryk Audi o świcie, wiedzą, że pora wstać i udawać legalnych.
Nawet gołębie z rynku siadają na drutach i obserwują, czy przypadkiem nie notuje ich ruchów.
Podobno ma specjalną tabelę w Excelu zatytułowaną:
„Kto kręci się za dużo po sklepie Dino.”
Ale najlepsza była historia z panią Stasią ze spożywczaka.
Powiedziała kiedyś:
— „A niech ten Konfident w końcu się kimś zajmie naprawdę groźnym!”
I co?
Następnego dnia o szóstej rano Konfident melduje się i mówi:
— „Pani Stasia? Głośno narzekała. Sprawa w toku.”
Nikt nie wie, co z nim zrobić.
Policja go nie zatrudnia, ale też nie może go wyrzucić, bo… ma lepsze raporty niż dyżurny.
A on dalej przyjeżdża. Codziennie.
Czasem nawet o 5:59 — żeby „być przed przestępczością o krok”.
I jak mówi stare przysłowie spod Lublińca:
„Zanim kogut zapieje, Konfident już wie, kto