Zatrzymywanie się tuż przed przejściem dla pieszych, żeby wysadzić lub zabrać pasażera, zmuszając innych do omijania po podwójnej ciągłej. A kilkadziesiąt metrów wcześniej jest parking, gdzie można to zrobić bezpiecznie. Pasażerka wygląda na sprawną. Przejdzie ten kawałek, tym bardziej, że na peron i tak ma dłuższą drogę, na dodatek po schodach.
Zajechał ostatnio do mojego warsztatu właściciel tego pojazdu. Normalnie zaglądał tylko na wymianę skorodowanych części, ale tym razem zauważyłem, że urżnął on diaxem kawał dachu. Chwalił się nowym "szyberdachem" który bardziej wyglądał jakby mu drzewo spadło na furę podczas huraganu. Pytał czy można wyłożyć cała podłogę i fotele "zdejmowaną, wodeszczelną gumą". Zapytany dlaczego odpowiedział, że panienki nie są zainteresowane starymi odrestaurowanymi autami, więc zamierza otworzyć jeżdżące jacuzzi. Zainwestowałem całą moją siłę woli by nie wybuchnąć śmiechem, ale klient nasz pan. Wyłożyłem mu całe wnętrze zdejmowaną gumową plandeką, porozciągałem by była do kształtu, ale bałem się nalać w to wody, bo od ciężaru kilkuset litrów pękłoby zawieszenie, a nie chciałem by było na mnie. Z litości i dobroci serca wygładziłem mu krawędzie tego "szyberdachu", by jego "lachony" nie pocieły się opierając o rame dachu, i położyłem na wygięcia sporo szpachli, ale niestety dalej samochód wygląda jak Renault Cleo z wiejskim szyberdachem. Odradzam szczerze innym mechanikom dotykania tego wodnego rydwanu, bo mam wrażenie, że żadna zapłata nie będzie warta nerwów włożonych w to auto. A właścicielowi propos "lachonów" poradzę tak: rude włosy się ścina, a nie zapuszcza i potem kompensuje.
Te pety to wyrzucaj do swojego śmietnika w którym jeździsz a nie na zadbane trawniki.