Spotkałem dzisiaj tego kierowcę, śnieżyca, zakopany w zaspie. Zaoferowałem pomoc, ale wyskoczył na mnie z nerwami, że co ja mu zrobiłem, że się plecami odwracam i nawet "dzień dobry nie odpowiem". Nie wiem o co mu chodziło. Na koniec wtrącił, że zadzwonił po jakiś "kapiter", który podobno go wyciągnie.
Dokładnie. Też się zatrzymałem. Chciałem go wyciągnąć, po czym on chciał tylko żeby mu obciągnąć. Po kilkunastu minutach dialogu stwierdził, że ze mną nie można się dogadać.
Strasznie seplenił. Krzyczał jakieś dziwne słowa typu "wilbord" i "garderowa" po czym chciał przystąpić do czyszczenia mojego rowa mimo iż jestem mężczyzną
Pszestancie mnie oczerniać ja mam tylko kepski wzrok i nie wjdzę