Próbowałem się z nim ścigać, ale nie dałem rady – moje auto tak ryczało na starcie, że kot sąsiada zemdlał, a on odjechał tak szybko, że pozrywał prawie asfalt. W połowie wyścigu musiałem zrezygnować, bo silnik zaczął wydawać dziwne dźwięki jakbym puścił wypowiedzi Marcina Gortata.
Gość przejechał swoim Seatem jakby to był Batmobil, a on – król Gotham po kursie prawa jazdy w Siedlcach. Lakier szary, nie przyciemnione szyby jakby nie bał się pokazywać twarzy, z rury leciał dym jak z pieca węglowego w styczniu. Wszyscy się odwrócili, a policja… policja zaczęła uciekać. Dosłownie. Jeden rzucił lizakiem w krzaki, drugi udawał, że właśnie kończy służbę, trzeci wbiegł do Żabki i kazał ekspedientce udawać, że jest jego żoną.
Gość nie patrzył na nikogo. Muzyka z głośników grała mu tak mocno, że okna w okolicznych blokach zaczęły się uchylać same. Gołębie z dachu odleciały w formacji bojowej. Babcia z pieskiem przysiadła na ławce i powiedziała: „Ten to ma jajca, nie to co mój świętej pamięci – ten się bał kota sąsiadów.”
A on? On po prostu skręcił w lewo, zostawiając po sobie smugę spalin, lekki niedosyt i legendę, która żyje do dziś w lokalnym barach i przy piwie na altanie.
Gość przejechał obok nas Seatem Altea jak król osiedla – szary lakier błyszczał w zachodzącym słońcu, felgi kręciły się jak moje myśli po rozstaniu. Moja dziewczyna spojrzała na niego i powiedziała tylko: „Widać, że nie tankuje za 50.”Wiedziałem, że przegrałem, nie zdążyłem nawet zareagować. Teraz jestem singlem, a on ma nową pasażerkę i otwiera jej drzwi jak w filmach. A ja? Ja zostałem sam z resztką Pepsi z Żabki.
Jechałem objazdem przez wieś, bo nawigacja prowadziła mnie bokiem, żeby ominąć korek. I trafiłem na naprawdę dziwną akcję – byłem jakieś 100, może 150 metrów od niego, jak sportowy Seat (szary, niski, głośny) wjeżdżał bokiem na skrzyżowanie. Ale to nie było zwykłe skrzyżowanie – piach, zero asfaltu, wąsko, z każdej strony tylko miejsce na jedno auto.
Gość wlatuje bokiem, robi bączka, wycofuje, zawraca w stronę, z której przyjechał… i po chwili znowu wraca – tym razem pełnym ogniem, ścina zakręty jak na rajdzie WRC, kurz leciał na pół wsi. Słychać było jak silnik wyje, zawieszenie aż płakało, ale trzeba mu oddać – umiejętności ma. Auto mu nie uciekało, wszystko miał pod kontrolą.
Tyle że umiejętności to jedno, a zdrowy rozsądek drugie. Takie rzeczy to się robi na torze wyścigowym, nie na piachu między domami we wsi, gdzie ktoś może wyjść z podwórka albo jechać rowerem. Robienie show w takim miejscu to proszenie się o nieszczęście – dla siebie i dla innych.
Kompletny wariat za kierownicą!!!!
Nigdy nie widziałem takiego świra, 180 na S5 i w zabudowanym bardzo podbnie!!!!
Strach z domu wychodzić żeby cie Seat przetrącił. Pozdrawiam
naklej tam sobie jeszcze illegal night i speedhunters